Minął już miesiąc od początku pobytu Maksa w
szpitalu. Przyzwyczaiła się do codziennego widoku cierpiących ludzi,
cierpiących rodzin, cierpiących bliskich, ale do jednego nie mogła się
przyzwyczaić. Do cierpienia Maksa. Po
wyznaniu Nicolasa starała się go unikać, przez co dalej nie wiedział o swoim
ojcostwie. To było jak błędne koło, z którego chyba już nie było odwrotu i nie
można było uciec.
Któregoś dnia po rozmowie z lekarzem, załamała się. Powiedział, że
dla Maksa nie ma już żadnego ratunku. Zostało mu, co najwyżej kilka dni. I co
miała z tym zrobić? Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Maksa może nie być.
Że nie będzie codziennie budził jej z wielkim uśmiechem na twarzy. Że nie
będzie rozśmieszał jej, kiedy będzie smutna. Że nie będzie chodziła z nim na
mecze Andrzeja. Że nie będzie patrzyła jak gra w nogę z Nico. Tak, z Nico.
Uwielbiali to. Że nie będzie mogła widzieć jak dorasta. Przeżywa swoje pierwsze
prawdziwe przyjaźnie, miłości. Nie było
jej to dane. Teraz zdała sobie sprawę z tego, że życie jest cholernie
skomplikowane. Tyle kłopotów, tyle problemów, tyle nieporozumień. Płakała. Nie
pierwszy i nie ostatni raz, ale tym razem płakała nad łóżkiem swojego dziecka,
które w ciągu kilku najbliższych dni mogło umrzeć. Bardzo chciała z kimś
porozmawiać, ale nie chciała nikomu zawracać głowy swoimi problemami.
Wiedziała, że jedyną taką osobą jest Andrzej. Postanowiła jak najszybciej do
niego zadzwonić.
-Andrzej… -mówiła łamiącym się głosem.
-Co się stało?- mówił wystraszony.
-Maks… zostało mu kilka dni…
-Zaraz przyjadę.
~
Po tej rozmowie nie pojechał do szpitala. Pojechał
do Nicolasa. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Pomóc Lenie. Wiedział, że
nie będzie z tego zadowolona, ale potem miałaby wyrzuty sumienia…
-Co Ty tu robisz? -zapytał wyraźnie zdziwiony
Nicolas.
-Słuchaj. Jest źle. Maks umiera.
-Lena nie chce mnie widzieć, cały czas mnie unika.
-Do cholery, wiesz dlaczego ?! Bo to ty jesteś jego
ojcem!
~
Nic więcej nie zdążył mu powiedzieć, bo Nicolas
wybiegł z mieszkania i jak najszybciej pojechał do szpitala. Wszedł do sali,
widząc załamaną Lenę, starającą się nie płakać przy Maksie, zrobiło mu się cholernie przykro. Czuł, że wszystko spieprzył...
-Nicolas, co Ty tutaj robisz?
-Możemy porozmawiać?- spytał, po czym obydwoje
wyszli z sali.-Wiem już wszystko.
Andrzej mi powiedział. Jestem ojcem Maksa. Mogę mu to powiedzieć?
-Nie wiem czy to dobry moment…
-Dobrze wiesz, że potem może być za późno…
-powiedział, po czym przytulił ją do siebie i czule pocałował ją w czoło. W
jego uścisku po raz kolejny poczuła się bezpieczna.
Z jednej strony miała ochotę wykrzyczeć to wszystko
Andrzejowi, a z drugiej podziękować mu
za to, że w pewien sposób pomógł jej. Pomógł jej powiedzieć od dawna skrywaną
prawdę.
-Cześć Maks.
-Cześć wujku.
- Muszę ci coś powiedzieć… - zaczął Nicolas i złapał
go za rękę. - jestem Twoim tatusiem –powiedział, po czym szczerze się do niego
uśmiechnął. Maks nie powiedział nic, tylko z ogromnym bólem podniósł się i
przytulił się do niego…
Wieczorem, gdy już Maks poszedł spać, oni pożegnali
się i wyszli.
-Mógłbym na jakiś czas zamieszkać z Wami? Dla Maksa.
-Teraz to praktycznie cały czas mieszkamy w
szpitalu…
-A jak Maks wyjdzie?
-Słyszałeś lekarzy…
-A może pokona to świństwo?
-Chciałabym …
-Lena?
-Tak? – kiedy to mówiła, on zbliżył się do niej.
-Kocham Cię.- powiedział, po czym wpił się w jej
usta.
Następnego
dnia poszli razem do szpitala. Gdy weszli od razu podszedł do nich lekarz:
-Jest jeszcze gorzej niż wczoraj. Wyniki z każdym
dniem i godziną pogarszają się. Proszę
się przygotować na najgorsze. – powiedział i odszedł. Ona od razu wtuliła się w
Nicolasa i rozpłakała się.
Weszli do sali. Nie było nic piękniejszego na
świecie od przywitania Maksa. Przywitania, którego Maks użył pierwszy raz w życiu.
„Cześć mamo, cześć tato” – kilka słów, a tyle potrafią zmienić…
Cała trójka spędziła razem cały dzień. Wieczorem było
coraz gorzej. Jego stan pogarszał się z minuty na minutę, sekundy na sekundę. Okropnie
się bała. Obawiała się najgorszego. Nie wiedziała co czuje Nicolas, ale cały
czas trzymał ją za rękę w geście wsparcia.
-Tatusiu, pamiętaj: zaopiekuj się mamusią.
-Jak Ty mówisz, przecież mi pomożesz… Prawda?
–powiedział łamiącym się głosem.
-Ja już nie mam siły, ale kocham Was.- powiedział,
po czym usłyszeli przeraźliwy dźwięk maszyny. Dźwięk maszyny oznaczający koniec
wszystkiego. Koniec marzeń, koniec spełnienia, koniec życia, koniec
wszystkiego…
Maks dzielnie walczył z chorobą pokazując, że opłaca się walczyć do samego końca...
"Warunkiem osiągnięcia
szczęścia jest doznanie cierpienia."
Rok później:
-Wyjeżdżam Andrzej.
-Będziesz szczęśliwa?
-Nicolas mi na pewno pomoże. Pamiętaj, że byłeś, jesteś i
będziesz moim najlepszym przyjacielem.
-Ty też będziesz już na zawsze najwspanialszą
przyjaciółką. Tylko odezwij się czasami z tej Argentyny.
- Obiecuje, nigdy o Tobie nie zapomnę. – powiedziała po czym utonęła w jego
uścisku…
"Życie to nieustanna walka o szczęście, prawdę i miłość..."
Koniec.
Nawet przepisując ten rozdział płakałam.
Przepraszam, ale pisałam, że nie będzie kolorowo i, że ten blog będzie się
różnił od moich pozostałych. Bardzo krótki, ale to chyba z tą historią zżyłam
się najbardziej. Jeśli Was zawiodłam z tym zakończeniem, to z całego serca przepraszam.
Zawsze się coś musi skończyć. Tak i teraz jest ten
moment. Pisaniu nie mówię nie, ale na razie stop. Może jeszcze kiedyś do Was z
czymś powrócę. Może we wakacje, po wakacjach albo wcale… Jest mi cholernie przykro, że muszę się z Wami rozstać. Nie wyobrażam sobie tego, że w piątkowy wieczór nie będę dodawała już żadnego rozdziału... Chyba w pewien sposób zmusił mnie do tego brak weny...
Dziękuje Wam za wszystko, jesteście nieocenieni.
Dziękuje za każdą minutę Waszego czasu przeznaczonego na czytanie. Dziękuje za
każdy komentarz. Za każde słowo wsparcia. Po prostu za to, że byliście.
Oczywiście Wasze blogi będę nadal czytała.
Nie byłabym sobą, gdybym też przy końcu nie napisała niczego o siatkówce. Naszym wspaniałym reprezentantom gratuluję równie wspaniałego meczu w ich wykonaniu przeciwko Brazylii. Mam nadzieję, że nadal będziemy tak grać. Możliwe, że nie będę mogła już na innym blogu napisać o MŚ, dlatego z tego miejsca życzę Wam wielu emocji i też wzruszeń, ale tych pozytywnych...I jeśli ktoś będzie, to do zobaczenia na meczu z Argentyną we Wrocławiu ;)
Na razie żegnam. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
Ostatni raz, pozdrawiam Karolina :*